Uroczystość w Wólce Prackiej

2141
osłonięcie tablicy Wólka Pracka

Z inicjatywy Piaseczyńskiego Klubu Poszukiwaczy Historii z pomocą gminy Piaseczno w Wólce Prackiej powstało miejsce pamięci i tablica historyczna poświęcona Oddziałowi Powstańczemu Porucznika “Lawy”. Pluton Powstańców dowodzony przez cichociemnego, por. Tadeusza Gaworskiego, w sierpniu 1944 roku, wycofując się z Warszawy w kierunku Lasów Chojnowskich, zorganizował udaną zasadzkę na oddział niemiecki, który przybył po  kontyngent do folwarku Wólka Pracka.

10 sierpnia 2019 roku podczas uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej przy krzyżu oraz inauguracji tablicy historyczno-edukacyjnej opisującej i ilustrującej tamte wydarzenia, władze gminy oraz lokalna społeczność złożyli kwiaty w hołdzie Powstańcom.

Z historii plutonu porucznika Tadeusza Gaworskiego ps. „Lawa”

Po wybuchu powstania warszawskiego 1 sierpnia 1944 roku nie wszystkie oddziały Armii Krajowej miały możliwość bezpośredniej walki z Niemcami w stolicy. Z różnych powodów, niektóre z nich zmuszone były do opuszczenia miasta i wycofania się do podwarszawskich lasów.

Jednym z takich pododdziałów był sformowany w marcu 1943 roku pluton osłonowy (nazywany też specjalnym lub lotniczym) Komendy Głównej Lotnictwa AK, dowodzony przez porucznika Tadeusza Gaworskiego ps. „Lawa”, cichociemnego zrzuconego do Polski w styczniu 1943 roku. Do powstania oddział ten wyszedł z opaskami „A. K. – K. G. L. – 64”. Według otrzymanych tego samego dnia rozkazów, 1 sierpnia miał zebrać się w jednym z mieszkań przy Al. Niepodległości 214, a następnie przedostać w pobliże Okęcia i o godzinie „W”, wspólnie z pułkiem AK „Garłuch”, zaatakować i zdobyć silnie obsadzone przez Niemców lotnisko. W trudnych warunkach pododdział nie zdołał zebrać się w całości ani na czas opuścić miejsca koncentracji. Dopiero późnym wieczorem wyruszył w kierunku lotniska i kiedy spóźniony dotarł na miejsce, okazało się, że walki o lotnisko zakończyły się już niepowodzeniem, a Baza Lotnicza „Łużyce”, do której był przydzielony pluton „Lawy”, została rozproszona.

Zmniejszony pluton (dziewięciu powstańców zgubiło się w trakcie nocnego marszu, jeden zaginął) przez Opacz Małą, 3 sierpnia dotarł w rejon Lasów Sękocińskich i zatrzymał się w okolicy wsi Łazy. Tutaj por. Gaworski dowiedział się, że w niezbyt odległych lasach nieopodal Piaseczna zbiera się duży oddział podpułkownika Mieczysława Sokołowskiego ps. „Grzymała”, który wycofał się z Ochoty. Następnego dnia pluton wyruszył w jego kierunku i rankiem 5 sierpnia, w rejonie Gołkowa, przekroczył Jeziorkę. Przez Wólkę Pęcherską dotarł w rejon Lasów Chojnowskich i zatrzymał się na kwaterze we wsi Łbiska. Do oddziału przyłączali się rozbitkowie z innych jednostek i niewyszkoleni ochotnicy. Przez kilka następnych dni pluton szkolił się i reorganizował w tej miejscowości.

7 sierpnia odział „Lawy” przedostał się do Złotokłosu. W majątku Szczaki pozostawiono jednego z żołnierzy z kontuzją nogi. Tam też dotarła do nich informacja o planowanym ściągnięciu kontyngentu w Wólce Prackiej.

8 sierpnia przygotowano zasadzkę na kilkunastoosobowy pododdział niemiecki, który według wcześniejszych zapowiedzi miał przyjechać do pobliskiej Wólki Prackiej w celu ściągnięcia obowiązkowego kontyngentu rolnego. Po całodziennym oczekiwaniu, dopiero wieczorem doszło do krótkiej wymiany ognia. Zaskoczeni Niemcy porzucili większość posiadanego wyposażenia i uciekli w pole. Pluton „Lawy” zdobył konia, 2 wozy, na których znajdowało się podstawowe oporządzenie i żywność dla 16 żołnierzy, a co najważniejsze – 4 karabiny systemu Mausera.

W trakcie potyczki ranny został jeden Niemiec (został pozostawiony w majątku) i jeden z Polaków – kapral podchorąży Stanisław Suszczyński ps. „Staszek”, który po latach przekazał dość szczegółową relację z tych wydarzeń. „W pewnym momencie zachodzimy do majątku Wólka Pracka, gdzieś w rejonach Złotokłosu chyba. Dowiadujemy się od wystraszonych też ludzi, że Niemcy mają przyjechać lada chwila po kontyngent, czyli zabrać jakieś krowy, zabrać mąkę, coś jeszcze, co oni mieli z tych produktów rolnych, bo Niemcy wszystko rabowali, zabierali. To Tadek [Gaworski] postanowił: „To my na nich zrobimy zasadzkę. Jak oni wjadą na podwórze, a my będziemy dookoła, to ich mamy jak na patelni”. Wjechali ci Niemcy w końcu, wjechali podwodami, zresztą zrabowanymi, takie zwykłe szkopstwo, karabiny położone na wozach, hełmy niektórzy mieli pozdejmowane, jakaś szpica, trzech szło z przodu, był to wolny patrol, bo kilkunastu było na tych podwodach. Wychodzą, wtedy my do nich i oni zaczynają się ostrzeliwać, uciekać. Przede wszystkim w pierwszym rzędzie uciekli gdzieś przez jakieś ściernisko, gdzie były snopki ze skoszonym zbożem, była taka gdzieś struga czy strumyk z drzewkami, z wierzbami i schowali się w jakimś rowie, stamtąd zaczęli się dopiero ostrzeliwać, bardzo sprytnie. Ponieważ mnie było mało strzelania, więc wziąłem stena, którego akurat miałem pod ręką, bo Tadek jakieś zrobił przegrupowanie wtedy, jak myśmy pod Opaczem się zatrzymali, no i dostałem w końcu stena, byłem bardzo zadowolony, stena i pistolet. Jeszcze przed tą całą aferą żeśmy siedzieli na takich dechach przed chałupą i żeśmy trochę sobie pogadali. Zasadzka, jak był sygnał, trzeba się schować i strzelać. Po tej strzelaninie, jak ci Niemcy uciekli, [pomyślałem, że] im popędzę kota. No i Lech, Janek Koźniewski też gdzieś zza snopków się czają z pistolecikami, więc wychodzę zza snopka, przymierzam się ze stena – tam w rowie gdzieś siedzą szkopy, to ich popędzę. Jedną serię puściłem, drugą serię, nie skończyłem, dostałem raptem uderzenie w rękę, jakby błyskawica o napięciu miliona woltów mnie trafiła – taki był ból i wrażenie jakiegoś porażenia niesamowitego. Sten wypada mi z ręki, oni: „Staszek, kryj się, Staszek, kryj się”. Wybiegają też zza snopka, strzelają. Kątem oka widzę, że Niemcy uciekają, z tego rowu wyskoczyli, uciekali, bo kilku innych się znalazło i też do nich zaczęło strzelać. Taka niezbyt wielka i niezbyt ważna potyczka, jakich wiele było z Niemcami w różnych sytuacjach podwarszawskich, w jakichś zasadzkach, krzakach, zabudowaniach, gdzie nie wszystko było widać, można się było schować i pilnować, żeby Niemcy nie zaskoczyli. Przybiegają do mnie sanitariuszki, były dwie z nami, z tak zwanego dekaesu, to nazwaliśmy żartobliwie: damski korpus sanitarny. Było parę tych dziewcząt, z nami chyba dwie albo trzy, też przebiły się. [Opatrują mi] rękę: „Dobrze – mówi – że nie w tętnicę, bo byłby klops”. Widzę, że nie mogę ręką poruszać, krwi dużo straciłem, bo zanim zatamowali, to leciało jak z kranu, trochę nawet słabo mi się zrobiło”.

(Relacja S. Suszczyńskiego, Muzeum Powstania Warszawskiego, Archiwum Historii Mówionej, 2009 r.)

Okazało się, że otrzymane rany przekreśliły dalszy jego udział w walce. Po opatrzeniu rany i rekonwalescencji ukrywał się w Zalesiu Dolnym, potem do końca wojny pracował na kolei wąskotorowej w Piasecznie.

W następnych dniach oddział por. „Lawy” przebywał dalej w Łbiskach, gdzie kontynuowano szkolenie żołnierzy plutonu. Tymczasem dowódca nawiązał kontakt z ppłk. „Grzymałą” i prowadził rozmowy dotyczące planu przebicia się do Warszawy. 10 sierpnia siedmioosobowy patrol wraz z dowódcą przeprowadził dłuższy rekonesans okolicy, którego głównym celem było rozpoznanie ewentualnych dróg przejścia do stolicy. Powstańcy dotarli wówczas aż do linii kolejki wąskotorowej łączącej Piaseczno z Górą Kalwarią. Po drodze nawiązali kontakt z przebywającymi w Lasach Chojnowskich oddziałem ppor. Bolesława Ostrowskiego ps. „Lanca” (Nowinki) oraz kompaniami z pułku „Baszta” (Chojnów).

Pomimo wstępnych pozytywnych ustaleń, pluton por. „Lawy” nie dołączył jednak do zgrupowania ppłk. „Grzymały”. Wymarsz na odsiecz Warszawie przesuwał się w czasie, ponieważ ppłk Sokołowski nie był przekonany co do decyzji przebicia się do Warszawy. Podlegające mu oddziały były początkowo słabo uzbrojone, a duża część żołnierzy w ogóle nie posiadała broni. Dopiero po otrzymaniu rozkazu od Komendanta Okręgu Warszawskiego płk. Antoniego Chruściela ps. „Monter” i po dozbrojeniu oddziałów (przejęto między innymi zrzut broni w rejonie Lasów Kabackich), w nocy z 18 na 19 sierpnia zgrupowanie „Grzymały” zaatakowało Niemców pod Wilanowem. Jedynie jego część zdołała przebić się do miasta. Dowodzący akcją ppłk Sokołowski poległ na polu walki.

Por. Gaworski po kolejnych rozmowach przeprowadzonych 11 sierpnia z „Grzymałą” i z „Lancą” powziął decyzję o opuszczeniu Lasów Chojnowskich. W nocy z 13 na 14 sierpnia 1944 roku pluton wyruszył okrężną drogą przez Lasy Młochowskie, Rozłogi, Izdebno do wsi Wiersze w Puszczy Kampinoskiej. W nocy z 15 na 16 sierpnia w rejonie Izdebno Kościelne – Kraśnicza Wola oddział osłaniał i pomagał przy przejęciu zrzutu broni przeprowadzonym przez polską 1586 Eskadrę do Zadań Specjalnych za co otrzymał część broni (2 breny, 4 steny oraz duży zapas amunicji). Do Wierszy, gdzie znajdowało się dowództwo zgrupowania AK „Kampinos”, dotarli 18 sierpnia 1944 roku.

Pluton we wrześniu rozrósł się do stanu kompanii (jako drugi pluton dołączył pruszkowski pluton ppor. Tadeusza Nowickiego ps. „Orlik”, który 8 sierpnia przebywał również pod Wólką Pracką). Oddział „Lawy” walczył w ramach Grupy AK „Kampinos” aż do 28 września 1944 roku. Po rozbiciu głównych sił tego zgrupowania pod Jaktorowem, por. Gaworski poprowadził kompanię w kierunku Puszczy Świętokrzyskiej.

4 października, po przekroczeniu Pilicy w rejonie Brudzewic kompania „Lawy” starła się z oddziałami niemieckimi. Z uwagi na zbyt duże zagęszczenie wojsk niemieckich w tym rejonie i zagrożenie dla marszu zwartego oddziału, dowódca por. Tadeusz Gaworski „Lawa” podjął decyzję o rozformowaniu oddziału.

Opracowanie: Dawid Miszkiewicz oraz dr Mirosław Grzyb