Ocalić od zapomnienia – cmentarz w Jazgarzewie. Historia rodziny Nałęcz-Moszczeńskich

1617
Maria z Pestkowskich-Moszczeńska z córkami
Maria z Pestkowskich-Moszczeńska z córkami Janiną, Aleksandrą, Stefanią i Jadwigą / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej

Spotkanie drugie

Każdy pobyt na cmentarzu budzi powagę i zadumę. Uświadamia kruchość i przemijalność istnienia. Rodzi też ciekawość i pytania o historię życia tych, którzy tu spoczywają. Zwłaszcza, gdy tablice nagrobne wskazują na odległe daty życia i śmierci. Okazuje się, że przeszłość nie umiera. Ona trwa i domaga się przypomnienia.

Nie inaczej jest tu, na starym cmentarzu w Jazgarzewie. Cmentarz Parafii Św. Rocha w Jazgarzewie to jedna z najstarszych nekropolii w naszej okolicy. Założony został w 1814 roku, zaledwie 24 lata po utworzeniu Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie (1790 r.).

Wchodzimy na cmentarz alejką od bramy głównej i zmierzamy w stronę charakterystycznego grobu Łucji Józefiny z Clerców Pląskowskiej. To ten z wysokim pomnikiem Matki Boskiej. Po jego lewej stronie widzimy również wysoki, czworoboczny pomnik z piaskowca.[1] To jest pomnik nad grobem Alfonsa Nałęcz-Moszczeńskiego i jego rodziny. Rodziny zasłużonej, związanej z naszym regionem. Czytamy epitafium:

Alfons Nałęcz-Moszczeński

Obywatel Ziemski

żył lat 35

zm.d. 10 czerwca 1895 roku

Pozostała żona z dziećmi

proszą o westchnienie do Boga

Grób rodziny Nałęcz-Moszczeńskich
Grób rodziny Nałęcz-Moszczeńskich / foto Joanna Kowalska-Nowak

Na postumencie znajduje się tablica mówiąca, że ta żona to Maria z Pestkowskich Moszczeńska. Zmarła 1 maja 1938 roku, przeżywszy 74 lata, spoczęła obok męża. Na tablicach umieszczonych po obu stronach pomnika widnieją nazwiska i daty następnych członków rodziny Moszczeńskich. W 1982 roku został tu pochowany Zygmunt Cholewiński, w 1984 roku Witold Szymański, w 2008 roku Maria Szymańska, w 2011 roku Anna z Cholewińskich Wolfowa.

Historia tego miejsca sięga ponad sto lat wstecz, więc nic dziwnego, że pojawiają się pytania. Kim byli ci ludzie? Jakie były ich losy? Jakie łączyły ich więzi z Jazgarzewem, Piasecznem? Czy mieli wpływ na wydarzenia i czy pozostał po nich jakiś ślad w okolicy?
Mamy szczęście. Uzyskałyśmy na te pytania odpowiedzi. Przed Świętem Zmarłych w 2023 roku spotkałyśmy przy grobie Alfonsa i Marii Moszczeńskich ich prawnuczkę, panią Justynę Szymańską. To ona teraz pielęgnuje grób i pamiątki po swoich przodkach. Jest w posiadaniu cennych dokumentów przeszłości w postaci zdjęć i spisanych wspomnień przez dwie nieżyjące wnuczki państwa Moszczeńskich. Są to wspomnienia spoczywającej w tym grobie Marii Szymańskiej i Anny z Cholewińskich Wolfowej.

Uważamy, że właśnie te wspomnienia są bardzo wartościowe i ciekawe. Zasługują na szczególną uwagę. Są unikalnym, nigdzie niepublikowanym świadectwem historii życia rodziny, ale także obrazem wielu nieznanych powszechnie realiów życia społecznego, kulturalnego i obyczajowego w naszym regionie. Ze względu na dokumentalną wartość tych materiałów przytaczamy ich obszerne fragmenty.

Najpierw poznajmy najstarszych antenatów rodziny Nałęcz-Moszczeńskich.

Maria urodzona w 1864 roku, była córką Stanisława Pestkowskiego, właściciela majątku Paplin w parafii Chojnata w powiecie mszczonowskim. „Jako posażna panna wychodzi za mąż za zubożałego arystokratę, hrabiego Alfonsa Nałęcz- Moszczeńskiego. (Herbarz Polski przedstawia rysunek herbu Nałęcz i wykaz rodzin noszących ten herb). Po śmierci Stanisława Pestkowskiego, ojca Marii, młode małżeństwo, Maria i Alfons Nałęcz-Moszczeńscy, przenoszą się do miejscowości Łbiska koło Piaseczna. Wydzierżawiają tam majątek Łbiska i folwark Wólka Kozodawska.”[2]

Państwo Moszczeńscy mają cztery córki: Aleksandrę, Janinę, Jadwigę i Stefanię. W roku 1895 spada na rodzinę nieszczęście. Alfons Nałęcz- Moszczeński umiera w wieku 35 lat. Zostaje pochowany na cmentarzu w Jazgarzewie, co daje początek rodzinnemu miejscu spoczynku. „Dziadek nie cieszył się długo z samodzielnego gospodarowania. Zmarł na gruźlicę 6 czerwca 1895 roku. Kiedy umierał, skarżył się na zbyt intensywny zapach kwitnących akacji, które otaczały dworek w Łbiskach. Wówczas babcia poleciła wyciąć i wywieźć wszystkie te drzewa.”[3]

Maria nie poddaje się i dalej zarządza majątkiem w Łbiskach. „Młoda wdowa, Maria Nałęcz-Moszczeńska, zostaje sama z czterema córkami (…)Utrzymuje rodzinę zarządzając gospodarstwem rolnym Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo we Łbiskach.”[2]

Dziewczynki musiały włączyć się w prace gospodarskie, uczyły się tego, co było konieczne, aby rodzina się utrzymała. „Wszystkie cztery córki były chowane po spartańsku: w lecie chodziły na bosaka, dwie starsze dostawały po dwie sukienki i dwie pary butów na rok, młodsze dziedziczyły ubrania po starszych. Miały też dużo obowiązków: w lecie dziewczynki były angażowane do prac ogrodowych, takich jak pielęgnacja kwiatów, grabienie alejek czy zrywanie owoców, w zimie zajmowały się różnymi pracami domowymi: łuskały fasolę, groch, wysypywały ziarenka z makówek, cerowały pończochy. (….) Kiedy były starsze dostawały do wieczornego posiłku dwie kostki cukru[3] Maria Moszczeńska bardzo dbała o wykształcenie córek. W Polsce pod zaborami wykształcenie dzieci, szczególnie dziewcząt, było trudne, często wręcz niemożliwe. Tym większy podziw dla tej kobiety, jej świadomości i troski.

W czasie długich, zimowych wieczorów czytała córkom książki, uczyła wierszy. Grała utwory Chopina na fortepianie.

Wszystkie panny Moszczeńskie skończyły szkoły. Aleksandra i Stefania ukończyły ekskluzywną szkołę Cecylii Plater-Zyberkówny na ulicy Pięknej w Warszawie. Janina zdobyła patent nauczycielki, Jadwiga skończyła prywatną pensję dla panien.

Maria Moszczeńska poświęcała także czas na „pracę społeczno-oświatową wśród służby folwarcznej i mieszkańców okolicznych wsi. W wyznaczone dni udzielała porad dotyczących gospodarowania, a w czasie wakacji córki uczyły wiejskie dzieci czytania, pisania i rachunków.[3] Czyniły to bezpłatnie, dbały o polskość, służyły społeczności. Trzeba pamiętać, że w końcu XIX wieku i na początku XX Mazowsze znajdowało się pod zaborem rosyjskim, a Polski nie było na mapie.

W miejscowości Uwieliny, w modrzewiowym dworze, mieściła się szkoła gospodarstwa domowego dla wiejskich dziewcząt. Fundatorką szkoły była pani Zofia Dall-Trozzo. Dyrektorką nie kto inny, tylko Maria Moszczeńska, a młoda Aleksandra uczyła w tej szkole rachunków.

Dom w Łbiskach tętnił życiem, przyjeżdżała do niego na lato i na święta liczna rodzina i przyjaciele. We wspomnieniach Anny Wolfowej czytamy: „Wiele lat później jedna z ciotek ze strony dziadka Moszczeńskiego opowiadała mi, że cała rodzina bardzo chętnie bywała we Łbiskach u cioci Mani, gdzie panowała niezwykła atmosfera. Nie zwracano uwagi na status majątkowy czy społeczny, nie dopuszczano nigdy do obgadywania osób nieobecnych, nie podejrzewano nikogo o złą wolę, czy umyślną złośliwość, nie zadawano kłopotliwych pytań…”[3]

Maria zarządzała majątkiem w Łbiskach samodzielnie przez blisko 20 lat. Wycofała się około 1911roku. Jeszcze przed I wojną światową kupiła 25 mórg (1 morga to 5600m2) w pobliżu trasy kolejki wąskotorowej Warszawa-Grójec. Wybudowała ładny, piętrowy dom i budynki gospodarcze. Założyła piękny ogród i sad. Do jej domu została poprowadzona pierwsza w okolicy linia elektryczna.

I wojna światowa to dla rodziny Moszczeńskich i Jazgarzewa trudny czas. Mąż najstarszej córki Aleksandry dostał powołanie do wojska w 1914 roku. W Jazgarzewie spłonął podczas bombardowania drewniany kościół. Jego odbudowę rozpoczęto w roku 1923. Powołano komitet budowy. Na jego czele stała seniorka rodu – Maria Nałęcz-Moszczeńska.

Rodzina wspomina ją z szacunkiem i miłością, bo była osobą wyjątkową, wybitną w tamtych czasach i okolicznościach. Została zapamiętana jako kobieta przedsiębiorcza i zapobiegliwa. „Atmosferę Łbisk cechował kult pracy oraz oświaty ludu. Majątek był prowadzony w sposób racjonalny. Babcia prenumerowała pisma fachowe i stosowała nowoczesne zasady uprawy roli, hodowli bydła itp., co przynosiło pokaźne dochody.”[2] W innym miejscu czytamy: „Babcia była typową przedstawicielką i realizatorką pozytywizmu, żyła zgodnie z zasadami pozytywistycznymi, to znaczy tolerancji, kultu pracy, zamiłowania do prawdy i szacunku dla wszystkich ludzi.” – pisze Anna Wolf, wnuczka Marii.

Maria Nałęcz-Moszczeńska była kobietą postępową, zaangażowaną w sprawy społeczne, odważną patriotką.

Na cmentarzu w Jazgarzewie są jeszcze dwa groby rodziny Moszczeńskich, którymi opiekuje się pani Justyna Szymańska. Jeden jest tuż przy grobie rodzinnym. Na pomniku czytamy:

Aleksander Dramiński

ż.l. 22 zm.d. 20 maja 1902 r.

Prosi o zdrowaś Marya 

Grób Aleksandra Dramińskiego
Grób Aleksandra Dramińskiego / foto Joanna Kowalska-Nowak

Ten młody człowiek to kuzyn, który przyjechał do rodziny dla ratowania zdrowia. Zmarł na gruźlicę i tu został pochowany.

Trzeci grób znajduje się po lewej stronie od bramy głównej cmentarza. W nim spoczywają dziadkowie pani Justyny – naszej rozmówczyni, Jadwiga i Wenanty Starost, najstarsza córka Marii i Alfonsa i ich zięć. Jadwiga wyszła za mąż za Wenantego Starosta przed I wojną. Był obiecującym prawnikiem po studiach w Petersburgu. Gdy po wielu życiowych perturbacjach małżeństwo powróciło do Warszawy, to „Za namową babci Moszczeńskiej kupili w Gołkowie, bardzo blisko jej posesji, działkę 10 morgową. Istniejący mały domek przebudowano tak, że mogliśmy wszyscy spędzać w nim letnie wakacje. Wkrótce otoczenie domu było pięknym ogrodem z kwiatami, krzewami, aleją świerkową. Przydomowy sad dostarczał wszelkiego rodzaju owoców.”[2]

Każdego roku, wczesną wiosną, Wenanty Starost organizował przeprowadzkę z Warszawy na letnisko w Gołkowie. „Na wynajętym wagonie towarowym kolejki wąskotorowej z Placu Unii Lubelskiej do Grójca jechały meble, sprzęt gospodarstwa domowego, a przede wszystkim pianino. (…) Najprzyjemniejsze były wieczory, kiedy babcia Moszczeńska przy świecach grała z pamięci różne utwory Fryderyka Chopina.”[2]

W pobliskiej czystej rzeczce Jeziorce Wenanty Starost uczył swoje dzieci pływać.

Wakacje. Dziewczęta nad Jeziorką. Na końcu szeregu Maria i Ala Starostówny
Wakacje. Dziewczęta nad Jeziorką. Na końcu szeregu Maria i Ala Starostówny / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej
Upust w Zalesiu
Rzeka Jeziorka. Drewniany upust w Zalesiu Dolnym / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej

Zabawne były pierwsze lekcje pływania, kiedy utrzymywał nas na powierzchni wody przy pomocy kija z paskiem. Po kilku latach, kiedy podrośliśmy, Wenanty wybudował w ogrodzie ziemny kort tenisowy oraz boisko do siatkówki. Wraz z rówieśnikami z Gołkowa założyliśmy drużynę i organizowaliśmy rozgrywki z młodzieżą z Zalesia Dolnego. Do Gołkowa z Warszawy często rodzina Starostów przyjeżdżała na rowerach. Była to nie lada wyprawa, ponieważ trasa liczyła ponad 20 km. W Gołkowie natomiast rowery przydawały się do jazdy do kąpieli nad Jeziorkę oraz w niedzielę do kościoła w Jazgarzewie.” [2]
Wenanty Starost był człowiekiem wielu talentów i zainteresowań. Kochał muzykę, grał na skrzypcach, śpiewał wyszkolonym tenorem. Szczególnie lubił muzykę operową, dlatego często zabierał dzieci Alę, Marysię i Stasia na przedstawienia operowe. Kochał też sport. Uprawiał wioślarstwo. Zaszczepił w dzieciach pasję do wycieczek rowerowych, pływania i tenisa. Dzięki swojej pracowitości i rzetelności zyskał wysoką pozycję w adwokackiej, przedwojennej palestrze i do dziś jego nazwisko figuruje w księgach Rady Adwokackiej.

Wenanty Starost z matką.
Wenanty Starost z matką. / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej

 

Wenanty Starost z żoną Jadwigą
Wenanty Starost z żoną Jadwigą z Moszczeńskich Starost / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej
Wenanty Starost
Wenanty Starost w latach czterdziestych XXw. / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej

Po I wojnie światowej przedsięwzięciem, które spajało społeczność we wspólnym działaniu, była budowa kościoła w Jazgarzewie. Seniorka rodu, Maria i rodziny jej córek były bardzo w to zaangażowane. Budowa trwała kilka lat. O zaangażowaniu rodziny Starostów czytamy we wspomnieniach Marii ze Starostów Szymańskiej, „Proboszczem parafii był energiczny ks. Borkowski. Podczas wakacji, kiedy do Gołkowa przyjeżdżali letnicy z Warszawy, Komitet organizował festyny, loterie fantowe, zabawy i koncerty muzyczne na estradzie na wolnym powietrzu. Wszystko to w celu zebrania pieniędzy na budowę kościoła. Na zawsze pozostał w mojej pamięci tzw. „żywy obraz” symbolizujący odzyskanie niepodległości państwa polskiego. Ja przedstawiałam Niepodległą Polskę z mieczem i w koronie. Brat Staś żołnierza, a Alusia sanitariuszkę. Po kilku letnich sezonach udało się wybudować piękny, murowany kościół z wieżą widoczną w całej okolicy.” [2]

„Żywy obraz” przedstawiający Niepodległa Polskę
„Żywy obraz” przedstawiający Niepodległa Polskę / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej

Z tego okresu innymi wspomnieniami dzieli się Anna Wolfowa. Czytamy „Moja rodzina brała czynny udział w tej budowie. Ciotka Stefania, osoba aktywna, organizowała festyny nad brzegami rzeki, przedstawienia teatralne itp. Doskonale pamiętam, kiedy w remizie strażackiej we wsi Gołków lub Głosków, wyreżyserowała przedstawienie „Kościuszko pod Racławicami” Ludwika Anczyca, w którym moja mama występowała jako… Tadeusz Kościuszko. (…) Babcia użyczyła swego obszernego domu w Gołkowie na urządzenie balu dobroczynnego. Dochód z tych imprez był oczywiście przeznaczony na budowę kościoła.” 

Festyn dobroczynny przed cmentarzem
Festyn charytatywny. Orkiestra dęta, mieszkańcy i goście. Za nimi widoczny ażurowy płot z cegły i brama główna cmentarza. / foto z archiwum rodzinnego pani Justyny Szymańskiej

Rodzina Moszczeńskich jest związana z Jazgarzewem, Łbiskami, Uwielinami i Gołkowem. Te wsie należały do parafii św. Rocha w Jagarzewie. To w tutejszym kościele wzięli ślub Aleksandra z Andrzejem Cholewińskim, tu była chrzczona ich córka Anna – autorka rodzinnych wspomnień. Z Gołkowem więzy były szczególnie bliskie, bo Maria Moszczeńska i jej córka Jadwiga z mężem Wenantym Starostem kupili ziemię, wybudowali dom. Nie ma po nim śladu. Wybudowany pod kierunkiem i nadzorem Marii dom znajdował się w okolicach dzisiejszej szkoły i kościoła w Gołkowie. I pozostał po nim ślad w postaci kapliczki Matki Boskiej.

Vis a vis bramy, babcia wspólnie z sąsiadem panem Henrykiem Gołogowskim ufundowała białą, murowaną kapliczkę, która istnieje do dziś2 A na części gruntów, rozparcelowanych w latach dziewięćdziesiątych, stanął kościół w Gołkowie.[4]

Kapliczka-pamiątka po Marii Nałęcz-Moszczeńskiej
Kapliczka-pamiątka po Marii Nałęcz-Moszczeńskiej na rogu ulicy Głównej i Północnej w Gołkowie / foto Joanna Kowalska-Nowak

Losy pozostałych członków rodziny spoczywających w Jazgarzewie są materiałem na odrębny artykuł.

Grób Wenantego i Jadwigi
Grób Wenantego i Jadwigi Starost / foto Joanna Kowalska-Nowak

Wenanty Starost zginął tragicznie pod kolami kolejki wąskotorowej, gdy wracał z Warszawy do domu w Gołkowie. Nie wysiadł w porę na swojej stacji i wyskoczył, gdy pociąg już ruszył. Był 1 sierpnia 1947 rok. Miał 64 lata. Jadwiga z Moszczeńskich Starost dołączyła do męża w wieku 87 lat, 25 listopada 1975 roku. W roku 2008 została pochowana obok dziadków wnuczka Maria Szymańska, autorka cytowanych opowieści. Dołączyła do męża Witolda Szymańskiego, który był inżynierem, konstruktorem, pracował między innymi przy budowie trybun na Torach Wyścigów Konnych w Warszawie w latach 1938-1939. W roku 2011 w rodzinnym grobowcu spoczęła Anna z Cholewińskich Wolfowa, której wspomnienia również cytujemy. Była autorką audycji radiowych dla dzieci. Związana z radiem przed II wojną światową i po niej. Wcześniej, w 1982 roku został tu pochowany jej brat Zygmunt Cholewiński. Po wybuchu II wojny światowej wydostał się z Polski przez południową granicę i dotarł do Szkocji. Tam po przeszkoleniu wstąpił do 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Przeszedł z nią cały szlak bojowy i po wyzwoleniu powrócił do kraju.

W Powstaniu Warszawskim zginęła Janina z Moszczeńskich Smoleńska – córka Marii i Alfonsa. W rejestrze ofiar Powstania Warszawskiego jest także Stanisław Starost, syn Jadwigi i Wenantego. Oni są pochowani gdzie indziej, ale zasługują na wspomnienie.

Dziękujemy naszej rozmówczyni Pani Justynie Szymańskiej, za wspomnienia mówione i zapisane, za cudowną atmosferę, za entuzjazm, z jakim mówi o swoich przodkach. Jesteśmy wzruszone, że mogłyśmy dotknąć i obejrzeć zdjęcia cudem ocalone w zniszczonej Warszawie. Pani Justyna ujęła nas swoim zaufaniem. Z otwartością mówi o planach zakończenia doczesnej drogi „na górce” w Jazgarzewie obok przodków. I choć ukończyła Wydział Ogrodniczy Warszawskiej SGGW, to rozwijała w szkole muzycznej talent odziedziczony po dziadku Wenantym, wiele lat śpiewała w chórze Filharmonii Narodowej. Pani Justyna także wpisuje się chlubnie w dzieje rodziny Moszczeńskich.

Pani Justyna Szymańska
Pani Justyna Szymańska – nasza rozmówczyni, z albumem rodzinnym / foto Joanna Kowalska-Nowak

Warto pokazać rodzinę Moszczeńskich mieszkańcom Piaseczna. Możemy być dumni, że tu byli, żyli i tu spoczywają.

Barbara Ignaczak i Joanna Kowalska-Nowak

Zdjęcia archiwalne pochodzą z kolekcji prywatnej pani Justyny Szymańskiej, autorką zdjęć współczesnych jest Joanna Kowalska-Nowak

Prosimy Państwa o przekazanie ciekawych historii, ważnych dla Państwa faktów związanych z tym miejscem, historię bliskich.

Nasz adres mail: wspomnieniajazgarzew@gmail.com i tel. 22 757 05 13

[1]. Pomnik wykonany przez zakład kamieniarski G. TURKE w WARSZAWIE

[2]. Niepublikowane wspomnienia Marii Szymańskiej – wnuczki Marii i Alfonsa Nałęcz-Moszczeńskiech

[3]. Niepublikowane wspomnienia Anny z Cholewińskich Wolfowej – wnuczki Marii i Alfonsa Nałęcz-Moszczeńskiech

[4]. Informacja ustna od pani Justyny Szymańskiej