Opłaty za śmieci rosną w galopującym tempie, każdy nowy przetarg w kolejnych gminach to podwyżki, często kilkukrotne, w stosunku do dotychczasowych cen. Dlaczego tak się dzieje? Czy można ten proces zatrzymać? Gdzie tkwi problem i jak to wygląda z perspektywy gminy Piaseczno?
Od czasu wprowadzenia reformy śmieciowej w lipcu 2013 roku minęło prawie siedem lat. Przez pierwsze sześć lat cieszyliśmy się niską opłatą za odbiór, w Piasecznie było to 9 zł miesięcznie od osoby za odpady posegregowane. Mogliśmy czasem narzekać na jakość obsługi, problemy z harmonogramem, ale chyba nikt nie miał prawa narzekać na cenę usługi. Wydawało się, że system odbioru odpadów przez gminę się sprawdza i w miarę dobrze funkcjonuje. Czarne chmury jednak się nad nami zbierały, mimo że nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Polska jako kraj członkowski Unii Europejskiej przyjęła bowiem zobowiązania i harmonogramy, zgodnie z którymi dostosuje politykę gospodarki odpadami do unijnych standardów. Dla przykładu – do 2025 roku Polska musi się wykazać recyklingiem na poziomie min. 65%. Czas mijał, jednak ani regulacje prawne, ani wprowadzane rozwiązania techniczne nie przybliżały nas znacząco do osiągnięcia tego celu. Teraz, kiedy czasu zostało niewiele, próbujemy jako kraj, samorządy, przedsiębiorcy i mieszkańcy nadrobić dystans, jaki w tym zakresie dzieli nas od krajów Europy Zachodniej. Po drodze napotykamy jednak na kolejne problemy, których wcześniej nie przewidywaliśmy.
Mimo podwyżki Piaseczno znów najtańsze
Kiedy w kwietniu 2019 roku gmina Piaseczno podniosła opłaty za odpady segregowane z 9 zł na 27 zł od osoby, był to dla mieszkańców szok cenowy. Poprzednia cena nie była jednak możliwa do utrzymania, gdyż zmiany na rynku zagospodarowania odpadów spowodowały, że firmy obsługujące gminę na podstawie poprzedniej, trzyletniej umowy – zaczęły generować ogromne straty. Pamiętać należy, że w tamtym czasie cena w Piasecznie była jedną z najniższych na Mazowszu. Gminy, które przeprowadziły przetargi rok wcześniej, jak choćby Konstancin-Jeziorna, miały już wówczas ceny na poziomie 15 zł. Te stawki nie miały jednak prawa się utrzymać – i nie minęło kilka miesięcy, a firmy zaczęły wypowiadać gminom umowy lub je renegocjować. Dziś sytuacja się odwróciła i cena w Piasecznie jest ponownie najniższa w powiecie. Góra Kalwaria oraz Tarczyn podniosły cenę do 33,86 zł, Konstancin-Jeziorna do 31 zł, Prażmów do 29 zł, w Lesznowoli także była podwyżka, jednak cena liczona jest tam według zużycia wody, co statystycznie w przeliczeniu też daje opłatę powyżej 30 zł. Nie inaczej sytuacja wygląda w innych podwarszawskich gminach. – Piaseczno przygotowuje się do kolejnego przetargu, i niestety okoliczności są takie, że nie widzę szans na utrzymanie ceny na poziomie 27 zł – mówi burmistrz Daniel Putkiewicz.
Dlaczego ceny idą w górę?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Eksperci wskazują na różne kwestie mające wpływ na ceny. Warto przede wszystkim zwrócić uwagę, że elementem cenotwórczym nie jest sam odbiór śmieci z naszych nieruchomości, a ich zagospodarowanie. Udział kosztów odbioru to jedynie ok. 25% ceny, pozostałe 75% to koszty związane z opłatami na instalacjach przetwarzających odpady.
Na przykład firma gminna PUK bezpośrednio kontroluje tylko ceny wywozu, czyli 25% kosztów, a nie ma wpływu na cenę zagospodarowania, bo nie ma odpowiedniej instalacji i wywozi odpady do innych instalacji przetwarzających w regionie.
Koszty, jakie trzeba ponieść za każdą tonę odpadów zawiezioną do instalacji regionalnej, w przeciągu ostatnich siedmiu lat wzrosły czterokrotnie w przypadku odpadów zmieszanych i nawet dwudziestokrotnie (!) w przypadku odpadów opakowaniowych (żółte worki). Wpływ na to mają zarówno wzrastające każdego roku opłaty środowiskowe za składowanie odpadów, które mają „mobilizować” do jak największego odzysku i recyklingu, jak również faktyczny koszt ich zagospodarowania, czyli pokrycie nakładów, jakie ponoszone są na inwestycje w unowocześnianie instalacji, aby mogły jak najdokładniej posegregować śmieci i przygotować je do ponownego użycia.
Do tego dochodzą też rosnące koszty pracy oraz najzwyczajniej brak konkurencji, gdyż liczba uprawnionych instalacji jest na Mazowszu zbyt mała w stosunku do ilości odpadów na rynku. W ostatnim czasie niektóre instalacje decyzją wojewody zostały wyłączone z rejestru
w związku z niespełnianiem szczegółowych wymagań. Efekt jest taki, że instalacje, które funkcjonują, są przepełnione i dyktują firmom „na bramkach” ceny wyższe praktycznie
w każdym miesiącu. Tę niepewność na rynku firmy uwzględniają potem w kolejnych przetargach organizowanych przez gminy, antycypując sobie przyszłe koszty, nie chcą też
podpisywać długoterminowych umów.
– Myślimy o tym, aby podobnie jak Góra Kalwaria rozdzielić przetarg na odbiór odpadów oraz ich zagospodarowanie. Wtedy moglibyśmy podpisać dłuższą umowę z konkretną instalacją i mieć pewność ceny w dłuższym okresie czasu – mówi burmistrz Daniel Putkiewicz. – Zaniepokoił nas jednak wynik przetargu u naszego sąsiada, do którego zgłosiła się tylko jedna firma, oferując stawkę 1 200 zł za tonę odpadów, co jest kwotą o 50% wyższą niż ostatnio na instalacjach płaciła nasza spółka miejska PUK, obsługująca gminę Piaseczno.
Problemy z recyklingiem
Idea recyklingu jest jak najbardziej słuszna, jednak oczekiwania wobec naszego kraju, aby w tak krótkim czasie osiągnąć założone wskaźniki, są wygórowane. Problemów jest kilka. Pierwszym z nich jest niski poziom segregacji na poziomie gospodarstw. W naszej gminie
aż 65% zbieranych odpadów to odpady zmieszane. Natomiast te, które są zebrane selektywnie, często posegregowane są niewłaściwie.
– Kładziemy duży nacisk na edukację w tym zakresie, zwłaszcza w szkołach, ale zgodnie z obecną ustawą segregacja jest obowiązkiem, a nie dobrą wolą – mówi burmistrz Daniel Putkiewicz. – Wiele miast, w tym Warszawa, znakuje źle posegregowane worki, które nie są odbierane, a na osoby, u których problem się powtarza, mogą być nakładane „karne” opłaty, czyli ich odpady traktowane będą według stawki dla odpadów niesegregowanych. My też już to wprowadzamy – przestrzega burmistrz.
Niestety odpowiedzialność za segregowanie w zabudowie wielomieszkaniowej jest de facto zbiorowa, i cała wspólnota może ponosić konsekwencje z tego powodu, że poszczególne osoby nie stosują się do wytycznych i wrzucają do kontenerów nieposegregowane odpady.
– Znamy problemy na osiedlach, gdzie często są zbyt małe wiaty, za małe pojemniki. Analizujemy to i zastanawiamy się, jak stworzyć system wsparcia, żeby powiększać wiaty i promować segregację. Chcemy spotykać się ze wspólnotami, z administratorami, aby ustalić, jak możemy kontrolować wyrzucanie śmieci na osiedlach – mówi burmistrz Daniel Putkiewicz. Są już w Polsce osiedla – a w niektórych krajach, np. w Szwajcarii, to jest już standard – gdzie wiaty otwierane są tylko w określone dni i godziny, i w obecności np. przedstawiciela spółdzielni, który czuwa nad właściwą segregacją.
Brak zainteresowania surowcami wtórnymi
Jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że na surowcach wtórnych można zarabiać. To już niestety historia, gdyż rynek surowców wtórnych załamał się. Brakuje chętnych, aby płacić atrakcyjne stawki za papier, szkło czy plastik. Po prostu tych surowców jest więcej, niż może zaabsorbować rynek, a nie ma regulacji prawnych, które wymusiłyby na producentach ich wykorzystywanie. Huty mają nadmiar szkła, mało jest w Polsce papierni, a skupy nie przyjmują już makulatury, chyba że za darmo. Przede wszystkim jednak rząd chiński zakazał importu surowców wtórnych, w tym plastiku (miało to miejsce jeszcze przed wykryciem koronawirusa), a do tej pory był to główny rynek zbytu. Uszczelnia się też system, zamykane są niespełniające wymogów instalacje i na szczęście nie ma już plagi płonących składowisk, z czym mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, jednak to powoduje, że śmieci jest więcej i jest problem z ich przetwarzaniem, a istniejące instalacje mają odgórnie narzucone limity ilości odpadów, jakie mogą przyjmować.
– Taniej już raczej nie będzie, możemy jedynie czynić starania, żeby tę cenę ustabilizować – nie kryje obaw burmistrz Daniel Putkiewicz. – Aby to osiągnąć, potrzebne są działania na trzech poziomach: rządowym, samorządowym oraz konsumenckim – przekonuje burmistrz.
– Oczekujemy konkretnych działań od rządu i przedstawiamy nasze propozycje w ramach Związku Miast Polskich oraz Stowarzyszenia „Metropolia Warszawa”, skupiającego stolicę oraz podwarszawskie gminy. Dzisiaj bowiem koszty związane z dostosowywaniem się do unijnych wymogów są głównie przerzucane wprost na mieszkańców i samorząd – dodaje burmistrz.
Stowarzyszone samorządy oczekują od rządu np. wprowadzenia 5-letniego okresu przejściowego na dostosowanie polskiego systemu gospodarki odpadami do wymagań wynikających z obecnych przepisów oraz obniżenia tzw. opłaty marszałkowskiej. SMW sformułowało też postulat o 50-procentowym dofinasowaniu przez rząd opłat, jakie ponoszą mieszkańcy segregujący śmieci. Dziś gminy zobowiązane są pobierać od mieszkańców opłatę, która w całości pokryje koszty funkcjonowania systemu. Stąd wyższe ceny w przetargach przekładają się bezpośrednio na wzrost opłat od mieszkańców.
Rozszerzona odpowiedzialność producenta
W wielu europejskich krajach dużą część kosztów zagospodarowania odpadów pokrywają producenci wprowadzający opakowania na rynek. Obecnie nad podobnymi przepisami pracuje Ministerstwo Klimatu. W naszym systemie firmy wprowadzające na rynek produkty z tworzyw sztucznych ponoszą z tego tytułu koszt w wysokości 0,6 euro za tonę, w innych krajach jest to nawet kilkaset euro. Z tych środków pokrywa się następnie część kosztów związanych z zagospodarowaniem odpadów. Przepisami mobilizuje się też producentów, aby w opakowaniach stosowali materiały z recyklingu, biodegradowalne, aby wprowadzali systemy kaucyjne czy depozytowe. W Polsce takich przepisów jeszcze nie ma.
Nieruchomości niezamieszkałe – poza systemem
Aby nie obciążać mieszkańców dodatkowymi kosztami, gmina Piaseczno, w ślad za innymi miastami, zdecydowała o wyłączeniu z systemu gospodarki odpadami, od 1 lutego 2020 roku, wszystkich nieruchomości niezamieszkałych, gdzie powstają odpady komunalne, czyli np. firm albo ogródków działkowych. Teraz muszą one mieć podpisane indywidualne umowy z uprawnionymi firmami od wywozu. Decyzja podyktowana była nowelizacją ustawy, która wprowadziła górny limit stawek, jakie gmina może pobierać od tych podmiotów. W obliczu galopujących cen na rynku odpadów oznaczałoby to przerzucenie kosztów na mieszkańców, gdyż pobierane np. od firm opłaty przestały pokrywać faktyczne koszty. Przy czym chodzi tu wyłącznie o odpady komunalne (bytowo-socjalne), a nie związane z działalnością firmy, co do których odpadów (produkcyjnych, posprzedażowych) już wcześniej obowiązywały indywidualne umowy. Nowymi zasadami objęte są wyłącznie niezamieszkałe nieruchomości, tzn. że na przykład firmy prowadzone w budynkach mieszkalnych dalej pozostają we wspólnym systemie.
Edukujmy się z pożytkiem dla siebie i środowiska
Polska jest wciąż krajem rozwijającym się i śmieci u nas przybywa. Dane GUS pokazują, że każdego roku przeciętny mieszkaniec „produkuje” coraz więcej odpadów. Choć powoli wkracza u nas moda na zachowania „pro eko”, odpowiedzialność konsumencką, używanie toreb wielokrotnego użytku, to wciąż statystycznie zbyt często otaczamy się niepotrzebnymi produktami czy opakowaniami. Niestarannie też segregujemy śmieci, zbyt mało kompostujemy bioodpadów, niepotrzebnie wygrabiamy z ogrodów wszystkie liście i skoszoną trawę. Dodatkowo w Piasecznie, kiedy zgodnie z wyrokiem Krajowej Izby Odwoławczej zmieniliśmy system rozliczeń z ryczałtowego na ilościowy, okazało się, że odpadów jest prawie o 50% więcej, niż sądziliśmy. Ze sprawozdań wynika, że ilość odpadów zwiększyła się oficjalnie z 24 tys. ton w 2018 roku do 35 tys. ton w roku 2019. Trudno nam jednoznacznie stwierdzić, jakie to były ilości w latach poprzednich, gdyż przyjmowaliśmy do wiadomości sprawozdania od firmy odbierającej, ale i tak płaciliśmy ryczałtem. Teraz mamy pewność, że dane są rzetelne, bo płacimy za każdą odebraną tonę.
Warto też przeanalizować drogę, jaką odpady pokonują po odebraniu z nieruchomości (pokazuje to załączony schemat). Jest to dość skomplikowany schemat, w ramach którego nasze śmieci trafiają do różnego rodzaju instalacji czy odbiorców. Im mniej będzie odpadów nieposegregowanych, które trafiają do regionalnej instalacji, tym mniejsze będą koszty utrzymania systemu, a w konsekwencji mniejsze będą stawki, jakie płacą mieszkańcy. Dlatego konieczna jest dobra segregacja na poziomie gospodarstw domowych, aby więcej odpadów mogło trafiać bezpośrednio do recyklingu.
Jaka przyszłość dla Piaseczna?
– Współpracujemy z Warszawą i innymi gminami aglomeracji, aby wypracować docelowy model gospodarki odpadami dla naszego regionu – wyjaśnia burmistrz. Stolica, która „produkuje” rocznie ponad 700 tys. ton odpadów, z pewnością będzie liderem tego procesu,
a Piaseczno, które wytwarza odpadów dwadzieścia razy mniej, czy inne okoliczne samorządy będą miały szansę dołączyć się i wspierać wspólną politykę. Są choćby plany budowy przez Warszawę dużej spalarni, ale pamiętajmy, że nie wszystkie śmieci można spalić i są też przepisami narzucone limity ilościowe, ile odpadów podlegać może spalaniu.
Niestety przetargi we wszystkich podwarszawskich gminach pokazują, że nie ma dużej konkurencji na rynku firm odbierających czy przetwarzających odpady. Rynek jest podzielony. Często do przetargu w danej gminie staje jeden oferent, dyktując cenę. Atrybutem gminy Piaseczno jest posiadanie własnej spółki komunalnej, której celem nie jest maksymalizowanie zysku, dzięki czemu może proponować atrakcyjne warunki. Niestety spółka ma też swoje problemy związane z niepewnością rynku oraz kosztami, jakie ponosi na instalacjach, gdzie oddaje zebrane odpady. Ta niepewność rynku powoduje wiązanie się krótkimi umowami, które nie pomagają firmie w budowaniu długofalowej strategii, podejmowaniu kluczowych zakupów czy zaciąganiu kredytów niezbędnych do rozwoju firmy.
Stabilizacja na rynku pomogłaby zarówno firmom, jak i samorządom w budowaniu stabilnego systemu, ze wsparciem np. budowy wiat, wymiany pojemników na nowocześniejsze itp.
– Analizujemy też możliwości tworzenia własnych instalacji, które pozwolą w pewnym zakresie zagospodarowywać choćby odpady zielone i bio. Mamy też 12 tys. ton rocznie osadów z oczyszczalni ścieków, z których w pewnym zakresie pozyskujemy biogaz, ale można to robić na większą skalę – wylicza burmistrz. – Do tego potrzebne jest jednak odpowiednie miejsce, a wiemy przecież, ile społecznych protestów wywoływały propozycje lokalizacji nieuciążliwego PSZOK-u. Takie procesy wiążą się też z nakładami oraz przygotowaniami, a to trwa dłużej niż z miesiąca na miesiąc.
Czy wszyscy płacą za śmieci?
Choć w gminie Piaseczno za odpady płaci 10 tys. osób więcej, niż jest w gminie zameldowanych, to i tak zdajemy sobie sprawę, że są wciąż setki, a nawet tysiące osób, które nie wpisały się do ewidencji. Mamy sygnały o mieszkaniach na wynajem czy kwaterach pracowniczych, które będziemy sprawdzać. Sprawdzamy też różnicę ilości osób zgłoszonych do karty mieszkańca i do systemu odpadów pod tym samym adresem. Dlatego aby uniknąć kar, zachęcamy do rejestrowania się. Pamiętajmy, że za niezarejestrowane osoby koszty ponosimy my wszyscy.